Mam za sobą prawdziwą styczniową rewolucję. Ten miesiąc przyniósł mi nowe podejście do biznesu, mnóstwo inspiracji na nowy rok oraz Wyzwanie Minimalistki, które autentycznie przybliżyło mnie do lepszego życia.
Już wiecie, że lubię wyzwania i przesuwanie granic. Uważam, że przynoszą ze sobą ulgę, satysfakcję i rozwój. Kasia z bloga Simplicite przekonuje, że wystarczy 21 dni, by wykształcić w sobie dobre nawyki. Chęć sprawdzenia tej teorii, dobra, styczniowa energia oraz pragnienie zmian zmobilizowały mnie do udziału w Wyzwaniu. O moich początkach możecie poczytać tutaj. Dziś pora na podsumowanie.
Trzy tygodnie minęły szybko. Z jednej strony mogę powiedzieć, że 21 dni faktycznie pozwala wypracować w sobie dobre nawyki, z drugiej szczerze przyznam, że nieco przesadziłam z ilością obszarów do poprawy. Dziś obnażam się przed Wami i mówię szczerze, jak jest.
Wyzwanie Minimalistki pozwoliło mi…
Odpocząć. To jakiś paradoks. Nie tylko wrzuciłam sobie na głowę kilka dodatkowych, czasochłonnych zadań, ale również zmusiłam się do zmiany uciążliwych nawyków. Nie obyło się bez starannego planowania, zapełnienia kalendarza po brzegi i zarwania kilku nocy. Jednak mocne postanowienie, by trzy razy w tygodniu chodzić spać przed północą, sprawiło, że w końcowym efekcie i tak się wyspałam. Co więcej, obietnica regularnego wypoczynku pozwoliła mi ciężej pracować, dzięki czemu uporałam się niemal ze wszystkimi zadaniami.
Być tu i teraz. Sam na sam ze sobą i z rodziną. A to wszystko dzięki niedzielom offline i odkładaniu na bok telefonu, gdy jestem z bliskimi. Przyznaję się, że tych dni odciętych od sieci obawiałam się najbardziej. No bo jak, będąc offline, ogarnąć blogowanie, obecność w mediach społecznościowych, odpisywanie na maile i cały ten mój biznes, którego znaczna część rozgrywa się w wirtualnym świecie? Nie od dziś wiadomo, że niedzielny wieczór to przecież najlepszy czas na nadrabianie zaległości. Okazało się jednak, że pragnienie wypoczynku i chęć spędzenia jakościowego czasu z bliskimi są w moim przypadku dużo silniejsze niż nawyk sięgania po telefon i reagowania na maile w ciągu kilku minut. W tygodniu sobie nie odpuszczam, ale niedziele są dla mnie. Niedziele to teraz powolne śniadanie, kawa zbożowa, rozmowy, czas na hobby i czytanie książek, leniwe poobiednie drzemki, spacery i kino. Nie boję się powiedzieć, że ta cudowna powtarzalność i pewność, że nagroda w postaci błogiego wypoczynku pojawi się co tydzień, działa na mnie kojąco i autentycznie podniosła jakość mojego życia.
Odpuścić. Nie wiem, czy można mnie nazwać perfekcjonistką i pedantką, ale z pewnością jestem pracowita, konsekwentna i nie lubię odpuszczać. Blisko mi do minimalizmu, staram się więc nie zagracać mieszkania i nie zaprzątać sobie głowy bzdurami. Jednak mój charakter sprawia, że w dążeniu do ładu, prostoty i harmonii też potrafię się zatracić. Porządkując archiwum zdjęć rodzinnych złapałam się na tym, że mnóstwo czasu spędzam analizując, czy poszczególne zdjęcia są mi potrzebne. Aż wstyd się przyznać, ile godzin poświęciłam tej błahej czynności. Szczęśliwie uświadomiłam sobie, że to przerost formy nad treścią i że od niczego się nie uwalniam, starając się za wszelką cenę określić, czy zachować 5 czy może 7 zdjęć z lutego 2012 roku. Postanowiłam więc pobieżnie przejrzeć zdjęcia od czasu narodzin Anki i usunąć te, które zdecydowanie mi się nie podobają lub się powtarzają. Starszych nawet nie ruszyłam. I tak nie zajmują miejsca na dysku (są w chmurze), a porządkowanie odległej przeszłości w moim przypadku niczemu nie służy. To wyznaczenie granicy, za którą się nie cofam, uświadomiło mi, że ja też mogę czasem odpuścić. Że świat się nie zawali, jeśli będę miała w galerii kilka zbędnych zdjęć, a w kuchennej szufladzie łyżkę, która nie wiadomo, do czego służy.
Najtrudniejsza w Wyzwaniu Minimalistki okazała się..
Realizacja wszystkich zadań. Poległam, bo nie znałam umiaru. Z wypracowaniem nawyków poradziłam sobie bez większego problemu – od razu zauważyłam, że mi służą, dlatego łatwo było mi się zmobilizować do działania. Zrealizowałam cztery z pięciu zadań. Ostatnie i tak naprawdę najważniejsze zadanie, czyli TO, KTÓRE CIĄGLE ODKŁADAŁAM NA PÓŹNIEJ, rozpoczęłam, ale zabrakło mi wytrwałości, by skończyć je na czas. Zapewne wynika to z faktu, że jest to zadanie czasochłonne i nie da się go odhaczyć w dwa lub trzy wieczory. Być może, gdybym wyznaczyła je jako jedyne, dałabym radę. Teraz jednak wiem, że przekształcę je w nawyk. Zarezerwuję sobie w kalendarzu kilka godzin w tygodniu na pracę nad nim i dam sobie czas do końca marca. Świadomość, jak łatwo poradziłam sobie z pozostałymi nawykami, daje mi nadzieję, że się uda :-)
Kochani, rzut oka na moje podsumowanie wystarczy, by się przekonać, że wyzwanie przyniosło mi same korzyści. To nie tylko ulga, z jaką sięgam do zagraconych jeszcze niedawno pudełek, ani przyjemna świadomość, że nie będę już robić setek zbędnych zdjęć. To przede wszystkim spokój, miła powtarzalność i zaufanie do siebie samej wynikające ze świadomości, że potrafię się mądrze o siebie zatroszczyć.
A Wy? Podjęliście Wyzwanie Minimalistki? Jak radzicie sobie ze swoimi słabościami? Jeśli macie pomysły, jak zabrać się za wiecznie odsuwane w czasie zadania, napiszcie o nich w komentarzach – chętnie posłucham Waszych rad :-)
Być z rodziną razem hah niby wydaje się tak nie wiele, a czasem sama po nas widzę, że jesteśmy razem ale osobno. Bo ja siedzę na telefonie w poszukiwaniu drzwi idealnych, mężowski siedzi na telefonie i czyta o kominkach, płotach itp, a dzieci jeszcze coś innego robią albo się bawią albo biją :P
Czytając Twój jeden wpis, o wyzwaniu minimalistki skradłam Twój pomysł i niedziela jest dniem bez telefonu. Zyskaliśmy na tym wiele :)
Pozdrawiam
CommentLuv: Ostatni wpis opublikowany przez rodzinna to: Szczęśliwy wielopokoleniowy dom. Czy taki w ogóle istnieje?
Pięknie, moje gratulacje! :-) Taka niedziela z pewnością teraz inaczej wygląda :-)
Nie jestem wrogiem technologii, często przecież ułatwia nam życie, ale dzień bez telefonu lub internetu jest miłym urozmaiceniem. Pozdrawiam serdecznie!
CommentLuv: Ostatni wpis opublikowany przez Happy Place to: Dobry zwyczaj, wypożyczaj (czyli metamorfoza salonu)
Super podsumowanie :) Tak trzymaj. Bardzo dobrze, że się dużo uśmiechasz bo przez to mnie zarażasz tą radością. Pozdrawiam.
Dziękuję, bardzo mi miło :-) Trzymam kurs! Udanego tygodnia, pozdrawiam :-)
CommentLuv: Ostatni wpis opublikowany przez Happy Place to: Wakacje w rytmie slow – ulubione miejscówki Happy Place
Ja stchórzyłam w kwestii bycia offline… Spróbowałam w jeden dzień i niestety po paru godzinach zapomniałam o postanowieniu. Podziwiam Cię za wytrwałość :)
CommentLuv: Ostatni wpis opublikowany przez Angie to: Plan na mój nowy salon pełen lasu i ptaków.
Angie, ja Cię jednak gorąco zachęcam do podjęcia wyzwania :-) Dla mnie dni offline są prezentem od losu. Uwielbiam mój blog i moją pracę, ale nie da się ukryć, że niemal przykuwają mnie do sieci i do komputera. Cudowny jest taki reset, świadomość, że niedziela jest dniem absolutnie wolnym :-) Wiadomo, pojawiają się pokusy (bo nagle chcę ugotować obiad, a przepis jest na jakimś blogu), ale radzę sobie i jest baaardzo, bardzo na plus :-) Zatem trzymam kciuki!
CommentLuv: Ostatni wpis opublikowany przez Happy Place to: Tęczowa Robótka i konkurs